Nasze wspaniałe logo!

Poprzednia strona-Spis treści


ONA
Rozmiar: 3805 bajtów

Gdy trafiłem do moich Państwa, miałem już sześć miesięcy, wzrost kilku jamników i gruntową wiedzę o tym, co mi się słusznie jako przystojniakowi arystokracie należy.

Do tych rzeczy zaliczałem: ryż z podrobami, nieograniczony dostęp do kanapy, wycieczkę do parku przynajmniej raz w tygodniu, systematyczną dostawę kości odpowiedniego rozmiaru i pochodzenia oraz mięciutkie posłanko w szkocką krateczkę, wyjątkowo pasujące do mojej karnacji. Ponadto mój majątek ruchomy składał się z kilku różnych rozmiarów piłeczek, pary męskich skarpet, kilku kapci (mniejsza o to, w jaki sposób wszedłem w ich posiadanie) i gumowej kanapki, która przez parę dni nawet piszczała.

Nie myślcie sobie, że stan posiadania stępił we mnie wrodzoną wolę walki. O nie! Każdy dzień, każdą godzinę poświęcałem na poszerzanie moich praw i swobód. Bywało ciężko, ale czy życie bojownika może być łatwe? Nie gardziłem żadną metodą. Walczyłem z zamykanymi przez państwa drzwiami do pokoju i sypialni, z zakazem gryzienia kości w ich łóżku i wieloma innymi bzdurnymi szlabanami. W końcu mieszkamy razem i psim obowiązkiem Państwa jest to zrozumieć.

Po awanturze dotyczącej zjedzenia przeze mnie uroczystej kolacji, którą Pani przygotowała dla Pana (właściwie to nie rozumiem, o co poszło, bo przecież zostawiłem im trochę chleba), zostałem zmuszony do kompromisu. Ja nie podchodzę do stołu, oni pozwalają mi ze sobą mieszkać. Negocjacje trwały kilka dni. Ja byłem twardy jak głaz, oni niestety też. Ostatecznie jakoś się zgodziliśmy.

Mój świat runął zimą.
A zima była ciężka tego roku.
Było to mniej więcej rok po tym, jak Państwo zamieszkali ze mną.

Jak co rano wyszliśmy z Panem po gazety. Po podwórku biegała wielka biała suka w czarne łaty - dożyca, na mój gust 7 miesięcy, trochę za chuda, ale w sumie niezła. Zachowywała się dziwnie, ale kobiety w tym wieku rzadko są całkiem normalne. Nawet na mnie spojrzała, co mówi samo za siebie. Ponieważ mam doświadczenie z kobietami, odwdzięczyłem jej się tym samym.

Drugiego ranka znowu ją spotkaliśmy. Wyglądała i zachowywała się jeszcze dziwniej, choć przysiągłbym - obejrzała się za mną. Normalka! Rozejrzałem się ukradkiem - nie towarzyszył jej żaden człowiek.

Trzeciego dnia - znowu to samo. Z tym że teraz patrzyła na mnie otwarcie i jakoś tak smutno. Nic z tego! Znam te sztuczki po hasłem "zaopiekuj się mną"!

Wieczorem, gdy wyprowadzałem Pana na spacer, znowu tam była. Tym razem biegało za nią całe stado ludzi, cmokając, gwiżdżąc i wymachując rękami. Oceniłem szybko sytuację - chcą ją złapać i wywieźć w miejsce, o którym normalny pies boi się nawet pomyśleć. Biegnij mała! NIE DAJ SIĘ!

W nocy mi się śniła. To nie był miły sen.
Następnego ranka - wyobraźcie sobie - znowu ją spotkaliśmy!
Tym razem Pan przystanął. Zawołałem ją. Przyszła! "Dzielna jesteś"- powiedziałem jej. Wzruszyła ramionami i tak jakoś spojrzała. Wyraziwszy swoje uznanie, polizałem ją jeszcze w nos i zabierałem się do odejścia kiedy...Nie, to niemożliwe. To przesada. Pan założył jej moją smycz!! A ona potulnie z nim poszła. Zaraz, zaraz, gdzie... Nie, no przecież nie do domu! Nie, nie, nie! Sprzeciw!!! Ja rozumiem, wiele rozumiem, ale sam Pan wie, że w tym domu żaden pies się już nie zmieści! W końcu ma swój los i trudno, trzeba się z tym pogodzić. Proszę Pana! No dobrze, ale tylko do wieczora, aż ustalimy, o co chodzi...

W domu, niezapraszana, walnęła się na moje posłanie. Wyglądała nawet wzruszająco, chociaż ja osobiście wolę mniejsze brunetki. My, arystokraci, słyniemy z altruizmu, więc po chwili namysłu nie tylko pozwoliłem jej zasnąć, ale przyniósłszy jeden z kapci, poszedłem na kanapę. Nie wiedziałem, że pies może tyle spać. Ustaliliśmy z państwem, że dajemy jej odpocząć, a potem oddelegujemy. Biała Suka zdecydowanie wyglądała na czyjąś, co pozytywnie świadczyło o tymczasowości sytuacji.

Trzeciego dnia zacząłem się lekko niepokoić. Biała wypoczęta, ośmieliła się i - co gorsza - zaczęła eksplorować teren. Widząc, że Państwo nie wyglądają na oburzonych, postanowiłem wziąć sprawy w swoje łapy. Wezwałem Białą na zasadniczą rozmowę. Choć z natury jestem twardzielem, to jednak wrażliwym. Moje serce parę razy zabiło mocniej, by w końcu rozedrzeć się na pół. Usłyszałem o śmierci, strachu, głodzie, ucieczce...

Powiem Wam tyle, że Sanda, bo tak jej na imię, nie miała lekko. Załatwiłem, że z nami została (gdzie ja miałem oczy, uszy i inne organy?!) Dziś mamy trójkę dzieci, z których jedno- szara córka- mieszka ciągle z nami. Zawsze chciałem mieć dzieci, ale też chciałem, żeby były choć trochę mniejsze ode mnie. Po jakimś czasie adoptowaliśmy jeszcze jedno, niestety, również płci żeńskiej. Małe, kudłate i niepodobne do nikogo.

Ileż to razy przeklinałem już swoją wrażliwość i dobroć serca. Zrozumie to każdy, kto choć raz w życiu mieszkał z trzema kobietami.

Choć, oczywiście ja tu ciągle rządzę, nic już nie miało być tak jak przedtem. A jeśli Wam ktoś powie, że tańczę, jak mi Sanda zagra, to jest kłamcą. A miejsca jej ustępuję tylko dlatego, że wychowano mnie na dżentelmena. Cóż, błękitna krew ma swoje prawa.

O tym, jak fantastycznie sobie radzę z tymi wszystkimi babami, opowiem Wam następnym razem, bo teraz nie mam czasu...

MUDI